Od dwóch lat brytyjska waluta notuje w stosunku do dolara najniższy poziom. Podobnie rzecz się ma ze złotówką na – początku sierpnia funt był wart 4,03 zł i po chwilowej zwyżce dochodzącej do 4,25 zł spadł do 4,14 zł.
Ceny mieszkań spadną o 30 proc >>
Osłabienie funta szterlinga wobec dolara nastąpiło zaraz po tym, jak ukazała się informacja o zastoju brytyjskiej gospodarki. W ubiegłym tygodniu funta szterlinga wyceniano na 1,8405 dol., co jest najniższym poziomem od czerwca 2006 r.
Brytyjska waluta zaczęła się osłabiać w momencie, kiedy urząd statystyczny poinformował o korekcie wzrostu PKB w drugim kwartale. Wyszło na to, że w tzw. ujęciu kwartalnym dynamika wzrostu PKB wyniosła zero procent, co dało asumpt do twierdzeń, że nadchodzi recesja – okres od marca do czerwca był bowiem najgorszym kwartałem w brytyjskiej gospodarce od drugiego kwartału 1992 roku.
Ta zerowa dynamika wzrostu potwierdziła najgorsze oczekiwania ekspertów. Ich zdaniem spadek cen brytyjskich nieruchomości zapowiada się na „never ending story”, ale nie jest to zapewne jedyny powód osłabienia brytyjskiej waluty – Bank Anglii zapowiada bowiem obniżenie stóp procentowych jest to najprawdopodobniej kolejny element budzący niepokój.
Recesji jednak nie ma się raczej co obawiać, taką uspokajającą deklarację złożył minister finansów Alistair Darling, choć zastrzega, że spowolnienie gospodarcze może potrwa jeszcze przez najbliższe lata.
Jak podaje „The Times” Darling poinformował, że ceny ropy pozostaną wysokie potwierdził też, to o czym wspominali eksperci – ceny nieruchomości nadal będą spadać. Spadek wzrostu gospodarczego będzie zdaniem ministra odczuwalny jeszcze 2010 roku, czyli w roku wyborczym, co może się przełożyć na wyniki wyborów. Poinformował też, że wiele banków jest zagrożonych upadłością, ponieważ ich menedżerowie nie rozumieją ryzyka kredytowego, na jakie sami je wystawili. Inną sprawą jest to, że banki komercyjne nie są pozostawione same sobie. Bank Anglii robi wszystko by nie stały się niewypłacalne albowiem od kwietnia br. pożyczył im 50 mld funtów. Wszyscy pamiętają katastrofę, której głównym bohaterem był gigant na rynku kredytów hipotecznych bank Northern Rock. To właśnie bank centralny wspomógł ten bank, kiedy zabrakło mu kapitału na bieżące finansowanie, co nie zdarzyło się od lat 70. Tym samym uchronił go przed upadłością. Dodajmy również, że rząd Jej Królewskiej Mości zagwarantował wszystkie bankowe depozyty ludności, aby nie doszło do panicznego wycofywania lokat, jak miało to miejsce przez kilka dni w Northern Rock, co jest zjawiskiem nienotowanym w historii UK.
Tegoroczny spadek wzrostu świadczy o mocnym zwolnieniu brytyjskiej gospodarki. W I kw. tego roku zanotowano wzrost zaledwie o 0,4 procent – jest to najgorszy od trzech lat. Ale nie jest to przecież wartość ujemna, a tylko wtedy można mówić o recesji. A gdyby była to i tak ów minus musiałby występować przez dwa kwartały z rzędu. Póki co na horyzoncie takiego zagrożenia nie widać, a wprost przeciwnie – bieżący rok zamknie się wzrostem PKB o 1,7 proc. Niby to niedużo, bo w ub. roku były to 3 procenty, ale na tle Europy wygląda to całkiem dobrze, bo Dania, Irlandia, kraje bałtyckie już zasmakowały recesji. Hiszpania również znajduje się na krawędzi kryzysu, bo ceny nieruchomości idą w dół i pada budownictwo i wszystko co z nim związane. Osłabienie gospodarki odbija się jednak na cenach nieruchomości w UK. Jeśli weźmiemy pod uwagę skalę całego roku, to potaniały one o 10 procent. Można się więc obawiać, że w tej sferze może dojść do kryzysu podobnego jak w USA, gdzie setki tysięcy rodzin ma obecnie trudności ze spłatą pożyczek hipotecznych.
Problem ze wzrostem cen ma bowiem cała Unia i USA. W strefie euro inflacja podskoczyła do 4 proc., czyli poziomu nienotowanego od wprowadzenia wspólnej waluty. W młodych krajach unijnych (np. Czechy, Węgry) jest jeszcze wyższa, bo biorąc pod uwagę całą Wspólnotę, inflacja doszła już do 4,3 proc. EBC był zmuszony podnieść stopy procentowe, aby walczyć z inflacją. Z kolei w USA w czerwcu inflacja rosła najszybciej od 26 lat, co wywołało nawet zaniepokojenie prezydenta Busha. W skali roku wynosi już 5 proc., najwięcej od 1991 r. Fed podniósł tegoroczną prognozę inflacji z 3,1-3,4 proc. do aż 3,8-4,2 procenta.
Janusz Młynarski