Powszechnie mówi się o baby boom wśród Polek w Wielkiej Brytanii. W 2010 roku na Wyspach urodziło się około 20 tysięcy małych Polaków. Jednak również wiele naszych rodaczek decyduje się – z różnych powodów – w sposób absolutnie zgodny z tutejszym prawem na przerwanie ciąży.
„Powiem szczerze, nie mam wyrzutów sumienia, że usunęłam ciążę. Jestem osobą niewierzącą i w głębokim poważaniu mam podejście katolików do tematu aborcji. Czasem tylko zastanawiam się jakby wyglądało moje życie gdybym tego nie zrobiła, ale nie zmieniłabym nic”.
Tak na mój post zamieszczony na jednym z portali internetowych dotyczący problemu aborcji odpowiedziała 30 –letnia Ola. Postanowiłem poznać kobietę, która w tak otwarty sposób mówi o decyzji przerwania ciąży.
Dziesiątki prywatnych wiadomości, wiele pytań, wszystko po to, by poznać przyczyny dramatycznej decyzji. Jedno było dla mnie jasne – takiej decyzji nie podejmuje się ani szybko ani łatwo, dlatego Drogi Czytelniku zanim zaczniesz osądzać Olę, poznaj jej historię.
POCZĄTKI EMIGRACJI I MIŁOŚCI
– Jestem z wykształcenia celnikiem, ale w połowie moich studiów Polska weszła do Unii Europejskiej i zapotrzebowanie na celników drastycznie zmalało, a ja ani nie znam języka rosyjskiego, ani nie miałam ochoty szukać pracy na naszej wschodniej granicy – wspomina Ola.
Do UK przyjechałam w 2005 roku. Znalazłam pracę i jak wtedy mi się wydawalo – miłość mojego życia. Po jakimś czasie urodziło się nam dziecko, które było planowane i wyczekiwane.
Niestety wielka milość, a życie to dwie różne sprawy i żeby nie wdawać się w zbędne szczegóły powiem tylko, że mój ukochany okazał się nie do końca szczerą osobą. Byłam zakochana i wierzyłam, że jakoś to się wszystko ułoży.
Rok po narodzinach pierwszego dziecka, okazało się, że znowu jestem w ciąży – kalendarzyk dni płodnych i prezerwatywy działały świetnie, dopóki coś mi się nie pomyliło i zanim spostrzegłam swój błąd – było już za późno.
PROBLEMY I ROZWIĄZANIA
Sprawy prywatne trochę się pogmatwały – zaczęła się recesja, partner stracił pracę, w której do tej pory świetnie zarabiał, zaczął mówić o samotnym powrocie do Polski, ja chciałam zostać tutaj, bo wróciłam do pracy. Wiadomość o drugiej ciąży przyszła w najgorszym momencie i moją jedyną myślą było to, że nie dam rady sama z dwójką malutkich dzieci, bez rodziny i wsparcia, a o moim powrocie do Polski nie było mowy.
Znajoma, która kilka lat wcześniej usuwała ciążę w UK powiedziala mi, żebym poszla do swojego GP. I tak to wygląda: kobieta idzie do lekarza, mówi że jest w ciąży, którą chce usunąć, dostaje numer telefonu pod który trzeba zadzwonić i umówić się na wizytę.
Teraz już wiem, że nawet nie trzeba iść do lekarza, tylko w przychodni na ścianie z różnymi informacjami jest wywieszona ulotka na której są informacje, co zrobić jeśli jest się w niechcianej ciąży. Jest tam podany również numer telefonu.
Dzwoni się, podaje swoje dane, odpowiada się na kilka pytań i umawia się na pierwsza wizytę w swoim szpitalu albo w innym najbliższym. Przeważnie czeka się na tą wizytę kilka tygodni, bo zabiegu nie wykonuje się póniżej niż do 8. tygodnia ciąży. Podczas tej wizyty przeprowadzana jest rozmowa, na której pytają cię dlaczego doszło do niechcianej ciąży i z jakich powodów chce się ją przerwać.
Robiony jest skan i wyznaczany termin zabiegu. Żeby legalnie przerwać ciążę w UK, trzeba po prostu mieć NIN i być zarejestrowanym u lekarza, czyli mieć numer NHS. Zabieg jest darmowy i wykonywany w publicznym szpitalu, ale nie w każdym. Pierwsza wizyta jest umawiana w przyszpitalnym Women’s Centre, a zabieg jest wykonywany tylko w niektórych szpitalach.
ALTERNATYWA
– Dlaczego nie zdecydowałaś się na urodzenie dziecka, przecież jeśli go nie chciałaś, mogłaś chociażby oddać dziecko do adopcji – pytam.
– Jeśli chodzi o wybór między aborcją a oddaniem dziecka do adopcji, to nawet nie rozważałam tego, bo wiem że gdybym urodziła, to nie oddałabym, nie potrafiłabym. Oczywiście mam wyrzuty sumienia i są to konsekwencje moich wyborów, ale na co dzień staram się o tym nie myśleć , bo to i tak nic nie zmieni.
Przeciwnicy aborcji myślą, że jak kobieta decyduje się na taki krok, to podejmuje taką decyzje w jednej chwili, idzie, usuwa, ma z głowy i żyje dalej. Niestety wcale tak nie jest i wydaje mi się, że każda taka decyzja jest bardzo przemyślana i podyktowana taką a nie inną sytuacją kobiety. Ale najłatwiej oczerniać i wrzucić wszystkich do jednego worka. Dlatego nie wdaję się w żadne dyskusje, i tak nikt nie zrozumie – odpowiada Ola.
– Czy Twoi bliscy wiedzą o aborcji? – pytam jeszcze.
– Moi bliscy i znajomi znają moje poglądy na temat aborcji, kilka bliskich mi osób wie, że przerywałam ciążę, ale ogólnie staram się nie rozmawiać na ten temat z nikim obcym. Jeśli ktoś poruszy temat aborcji, to po prostu mówię, że jestem za możliwością wyboru.
Wychodzę z założenia, że z rozmowami o aborcji jest podobnie jak z rozmowami o religii czy homoseksualizmie – niby ludzie są tolerancyjni, niby masz prawo do własnego zdania, ale jak ktoś myśli inaczej, to będzie cię przekonywał do swoich racji, a takie dyskusje na dłuższą metę nie mają sensu – podsumowuje Ola.
SKALA PROBLEMU
W 2008 roku „The Sun” powołując się na dane polskiej Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny podał, że na Wyspy w celu dokonania zabiegu przerwania ciąży przyjechało 10 tysięcy Polek.
Gdy usiłowałem dowiedzieć się o dane dotyczące roku ubiegłego, w Federacji poinformowano mnie, że oficjalnych danych nie ma i nigdy nie było, a liczba którą podał „The Sun” jest szacunkowa i wynika z informacji o ilości przyjmowanych pacjentek z Polski pochodzących z klinik w Wielkiej Brytanii.
Jak poinformowała mnie przedstawicielka Federacji, Wielka Brytania nie jest najpopularniejszym miejscem, gdzie wyjeżdżają Polki chcące dokonać aborcji. O wiele więcej kobiet wybiera Niemcy, Holandię czy ostatnio Słowację.
Wspólny dokument National Statistics i Departament of Health zatytułowany „Statistical Bulletin Abortion Statistics for England and Wales 2009” podaje, że tylko 20 Polek dokonało zabiegu przerwania ciąży w Wielkiej Brytanii, co stanowi 0,3% ogólnej liczby aborcji.
Dane te jednak dotyczą kobiet które nie mieszkają w Wielkiej Brytanii na stałe (non-residents). Nie ma danych dotyczących tego, ile Polek zamieszkałych na stałe w Wielkiej Brytanii zdecydowało się skorzystać z zabiegu przerwania ciąży. Można się spierać o liczby, czy jest to 20 kobiet czy 10 tysięcy, jednak za każdą z tych liczb kryją się indywidualne tragedie czy dramaty.
Nie znając sytuacji, która doprowadziła kobietę do tak trudnej życiowej decyzji łatwo jest potępiać. Kobieta decydująca się na aborcje bardzo dokładnie analizuje wszystkie „za” i „przeciw”, bo ona wie, że z przerwaniem ciąży nie jest tak jak z bólem zęba, kiedy po wyrwaniu czuje się ból, a potem szbko się zapomina. Po aborcji kobiety też odczuwają ból, ale z zapomnieniem jest już o wiele wiele gorzej…
Cezary Niewadzisz