Polska imigrantka mieszkająca w Holandii „wróciła ze zdwojoną energią” – pani Aleksandrze udało się ponownie otworzyć polski sklep zlokalizowany w mieście Culemborg. Pół roku temu bankomat znajdujący się w fasadzie budynku został wysadzony w powietrze, a bomba uszkodziła także przedsiębiorstwo naszej rodaczki.
Na półtora dnia przed ponownym otwarciem polskiego sklepu, pani Aleksandra dopina jeszcze wszystko na ostatni guzik. Wraz z panią Basią zapełniają półki i wywieszają metki z cenami. Wszystko jest na miejscu, a na ostatnią chwilę pojawi się jeszcze mięso i pieczywo tak, aby było jak najświeższe dla klientów.
– Polacy przychodzą po chleb, piwo i mięso. Brzmi to może banalnie, ale tak właśnie wygląda – komentuje Polka mieszkająca na co dzień w Holandii, jak cytujemy za portalem informacyjnym AD.nl.
Wybuch w polskim sklepie w Culemborgu
Przypomnijmy, wczesnym rankiem 17 maja 2024 roku, dwie do tej pory niezidentyfikowane osoby podłożyły ładunek wybuchowy pod bankomatem, który znajdował się w tym samym budynku, co sklep Polki. – Mój mąż został obudzony o czwartej rano przez swojego brata, który pracuje w amsterdamskiej policji w Amsterdamie – wspomina nasza rodaczka. – Poszedł obejrzeć, jak wygląda sytuacja. Po powrocie stwierdził, że tylko fasada została zniszczona. Ale nie został wpuszczony do środka. Kiedy rano poszłam sprawdzić, okazało się, że zawaliła się połowa sufitu – relacjonuje na łamach AD.nl.
Gdy doszło do wysadzenia bankomatu, Aleksandra K. była w siódmym miesiącu ciąży z drugim synem. – Zawsze coś się działo z moimi ciążami. Kiedy byłam w ósmym miesiącu z naszym pierwszym synem Idrisem, zmarł mój ojciec. A teraz to. Nasz synek Ramez urodził się trzy tygodnie przed terminem, prawdopodobnie na skutek stresu – komentuje.
Historia Polki, która z Głuchołaz przyjechała do Holandii
38-letnia Aleksandra K. pochodzi z Głuchołaz, miasta w województwie opolskim, oddalonym prawie 1100 km od Culemborga. W wieku 25 lat przeprowadziła się do Holandii. – Po ukończeniu szkoły średniej odbyłem dwuletnie studium hotelarskie. Pracowałam w sklepach, ale możliwości w Polsce są ograniczone, zwłaszcza jeśli chodzi o rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej. Nie otrzymujesz żadnego wsparcia i płacisz ogromne podatki – komentuje Polka na łamach AD.nl.
Nasza rodaczka pracowała początkowo w centrum dystrybucyjnym Albert Heijn w Geldermalsen, ale ciągle myślała o „pójściu na swoje”. Taka szansa pojawiła się na początku 2015 roku, kiedy dzięki wsparciu znajomych ruszyła z działalnością „polskiego sklepu”.
„Wróciłam do pracy ze zdwojoną energią!”
Jak zaznacza, zakupy u niej robią nie tylko Polacy i Holendrzy, ale również przedstawiciele innych narodowości. – Uwielbiam gościć u siebie tak różnych ludzi – komentuje Polka. – Oczywiście, muszę tu zarabiać pieniądze, ale strona społeczna jest równie ważna – dodaje, jak cytujemy za AD.nl.
Remont i ponowne urządzenie lokalu trwały pół roku. Po ponownym otwarciu polskiego sklepu przez naszą rodaczkę wszystko idzie dobrze. Pani Aleksandra w tym, co się wydarzyło, stara się dostrzegać… pozytywy. – Dzięki temu mogłam spędzić więcej czasu z moim dzieckiem – relacjonuje w holenderskich mediach. – A teraz wróciłam do pracy ze zdwojoną energią! – podsumowuje.