30-letni najemca z Chesterfield, który zabił, a następnie poćwiartował swojego landlorda, próbował nakarmić jego szczątkami borsuki. W sądzie okazało się także, że bo morderstwie, mężczyzna wydał oszczędności swojej ofiary na grę w kasynach, salony masażu, alkohol i narkotyki.
Do tragedii doszło 20 czerwca 2019 roku. Wtedy to 30-letni Daniel Walsh zamordował 71-letniego Grahama Snell w jego domu przy Marsden Street w Chesterfield. Następnie przez kilka dni ćwiartował jego ciało, a później umieścił je w różnych częściach miasta, m.in. w borsuczej norze – poinformowała policja.
- Przeczytaj koniecznie: To wina… psa! – pijany Polak tłumaczył przed sądem dlaczego spowodował wypadek na autostradzie A44
Makabryczne morderstwo landlorda
W sądzie Walsh twierdził, że znalazł 71-letniego landlorda już nieżywego, a w panice kupił piły i worki na gruz w sklepie żelaznym i przy ich pomocy zaczął ćwiartować jego ciało, aby następnie się go pozbyć.
Sąd nie uwierzył jednak w wersję 30-latka i skazał go na dożywocie z możliwością zwolnienia nie wcześniej niż po 27 latach. W czasie trzytygodniowego procesu okazało się także, że 71-letni landlord ostatniego dnia, kiedy był jeszcze widziany żywy, zgłosił na policję, że lokator w jego domu, ukradł pieniądze z jego konta bankowego.
Zamordował i okradł
Zanim 30-letni Walsh został aresztowany po zamordowaniu landlorda, wydał ukradzione mu pieniądze w kasynach, gabinetach masażu i na alkohol oraz narkotyki.
Prowadzący śledztwo detektyw powiedział:
– Po latach spędzonych w policji i badaniu najgorszych zbrodni, często myślałem, że już niewiele może mnie zaskoczyć – ale wtedy pojawił się Daniel Walsh. Dowody, jakie nasz zespół znalazł w czasie śledztwa, były niezwykle przygnębiające dla osób pracujących przy tej sprawie oraz dla tych, którzy musieli zapoznać się z nimi w sądzie.