Emerytowany generał NATO jest przekonany, że w ciągu roku kolejnym, po Gruzji i Ukrainie, celem rosyjskiej agresji będzie Estonia, Litwa lub Łotwa.
Atak na któreś z państw bałtyckich, które w przeciwieństwie do Ukrainy i Gruzji, należą do Sojuszu Północnoatlantyckiego może skończyć się konfliktem na skalę światową między państwami, które mają w swoim arsenale broń atomową. Według Sir Richard Shirreff nie jest to scenariusz nieprawdopodobny.
Brytyjski wojskowy, który w latach 2011 do 2014 był Naczelnym Dowódcą wojsk NATO ( Deputy Supreme Allied Commander in Europe) nie ma wątpliwości, że Europa musi zadbać o odpowiednie zabezpieczenie rejonu bałtyckiego, aby zapobiec „ewentualnej katastrofie”. Zagrożenie jest bardzo realne, przekonuje Shirreff, bo nie wiadomo jak duże ambicje ma Władimir Putin, który niejednokrotnie udowadniał, że chce wrócić do czasów, gdy Rosja rozdawała karty w geopolitycznej grze.
Elżbieta II wygłosi dziś mowę tronową. Co powie?
„Musimy oceniać Putina nie po jego słowach, ale po jego czynach. Zaatakował Gruzję, przeprowadził inwazję na Półwysep Krymski, pozostaje w konflikcie z Ukrainą. Wielokrotnie udowadniał, że w majestacie międzynarodowych umów może siłą realizować swoje mocarstwowe plany” – komentuje Shirreff.
Nie trzeba wiele – wystarczy, że rosyjski rząd znajdzie jakiś pretekst, aby interweniować w sprawie „krzywdzonych mniejszości” choćby na Litwie czy w Estonii i Putin, widząc słabość NATO, wyciągnie rękę po kolejne tereny, które niegdyś pozostawały pod wpływem ZSRR.
Ostro pojechał – Tusk przywołuje do porządku Borisa Johnsona za porównanie UE do Hitlera