Fot. Getty
Wydawałoby się, że pasażer, którego karta pokładowa sprawdzana jest w trakcie boardingu przynajmniej dwa razy, nie ma prawa pomylić samolotów. A jednak – przytrafiło się to kilka dni temu 30-letniej kobiecie, która zamiast do hiszpańskiej Walencji poleciała z Londynu do Kijowa.
30-letnia Inka Fileva miała wylecieć 18 października o godz. 7:10 z Londynu Stansted do Walencji, samolotem linii Ryanair. Kobieta pomyliła jednak bramki (zamiast do bramki nr 44 skierowała się do bramki nr 54) i wsiadła do złego samolotu. Co jednak zaskakujące, nikt – ani pracownicy odpowiedzialni za sprawdzanie kart pokładowych w trakcie boardingu, ani załoga samolotu, która ponownie weryfikuje bilety i dokumenty już na pokładzie – nie zauważył, że Inka Fileva wsiada do złej maszyny. Karta pokładowa pasażerki została przy bramce zeskanowana, a jej samej pożyczono miłego lotu.
Kłopoty z Ryanair
Nie rozumiem, w jaki sposób mój bilet został zeskanowany i wpuszczono mnie do samolotu – poskarżyła się poszkodowana pasażerka na łamach „Daily Star". – Mój bilet był sprawdzany parę razy, a na pokładzie zadałam nawet obsłudze pytanie, kiedy dolecimy do Walencji. Otrzymałam odpowiedź, że za 2 godziny i 15 minut – dodała. Jakież zatem było zdziwienie Inki Filevy, gdy zamiast na lotnisku w Walencji wylądowała ona na lotnisku w Kijowie. – Byłam przerażona. Policja zaczęła mnie wypytywać o paszport, ale nikt nie mówił po angielsku (…) Pokazywałam im mój bilet do Walencji. Nikt nie mógł uwierzyć, jak do tego doszło – wyznała.
Szczęśliwie dla młodej kobiety z pomocą przyszli jej pracownicy informacji lotniskowej. To właśnie oni (z uwagi na brak na lotnisku w Kijowie biura linii Ryanair) zarezerwowali kobiecie lot powrotny z Kijowa do Londynu na dzień następny. A tam pechowa pasażerka miała ponownie spróbować dostać się na lot do Walencji.