15 kwietnia 1989 roku na Hillsborough, stadionie Sheffield Wednesday, rozgrywano półfinał Pucharu Anglii. Nottingham Forest grał z Liverpoolem FC. Trybuny pękały w szwach – i to nie metaforycznie, ale dosłownie.
Na sektor zajmowany przez fanów „The Reds” obsługa wpuściła więcej osób, niż przewidywały normy bezpieczeństwa (nota bene stadion od dekady nie posiadał ważnego certyfikatu bezpieczeństwa!). W dodatku umieszczono ich na mniejszej trybunie, większą rezerwując dla kibiców z Nottingham.
Pod naporem stłoczonych, jak sardynki w puszcze fanów, zaczęła walić się jedna z trybun. Ludzie zaczęli tratować się w panice. Uduszonych i zdeptanych zostało 96 osób. Tragedia w Hillsborough do dziś jest największą stadionową katastrofa, jaka wydarzyła się w UK.
Mecz został odwołany. Najmłodszą ofiarą katastrofy na Hillsborough był 10-letni Jon-Paul Gilhooley, kuzyn wieloletniego kapitana i ikony Liverpoolu, Stevena Gerrarda. Cały sportowy świat był w głęboki szoku.
Wydarzenia z 15 kwietnia przyczyniły się do powstania tzw. raportu Taylora, który całkowicie zrewolucjonizował kulturę kibicowania na Wyspach. Wprowadzono numerowane krzesełka w każdym sektorze, zlikwidowano miejsca stojące, zadbano o bezpieczeństwo.
Irakijczyk, który brutalnie zgwałcił na basenie 10-latka, nadal chce sprowadzić do Austrii rodzinę
Do tej pory winnych upatrywano w kibicach, którzy mieli się niewłaściwie zachowywać. W 2012 roku wypłynęły jednak dokumenty, które wskazywały na licznie niedopatrzenia organizatorów, fatalne błędy policji i nieudolnie prowadzą akcję ratunkową. Przez lata kolejne rządy brytyjskie tuszowały tę sprawę, ale prawda wreszcie wyszła na jaw.
Sąd w Warrington uznał, że wydarzenia sprzed 27 lat był „nieumyślnym zabójstwem”. Gdyby nie zaniedbania dramatu można byłoby uniknąć. Sprawiedliwości stało się zadość, a kibice zostali uniewinnieni.