Dorośli Polacy, którzy mają za sobą doświadczenie emigracji, często zastanawiają się, czy decyzja o powrocie nad Wisłę była dobrym pomysłem pod kątem edukacji ich dzieci. Niektórzy obawiają się, że Polska jeszcze długo nie zapewni ich dzieciom takich możliwości rozwoju jak właśnie UK.
Niektórych rodziców przeraża perspektywa pozostania na stałe w Polsce
Dyskusję w sprawie edukacji i możliwości rozwoju młodych ludzi nad Wisłą rozpoczęła na jednej z grup w mediach społecznościowych pewna młoda mama. Ta zdecydowała się jakiś czas temu powrócić wraz z rodziną do Polski z Wielkiej Brytanii. „5 lat temu wróciliśmy z mężem z Londynu. Córka poszła tutaj do zerówki, a potem do szkoły podstawowej. W międzyczasie urodziły nam się jeszcze dwie córeczki. Przez cały ten czas jestem przerażona poziomem nauczania w Polsce i jak ten system funkcjonuje. Patrząc w przyszłość, przeraża mnie wizja kosztów utrzymania dziecka na studiach bądź pomocy mu w realizacji planów” – napisała Polka. I zapytała pozostałych członków grupy, czy jest wśród nich ktoś, kto właśnie z tego powodu – edukacji i możliwości rozwoju, zdecydował się wrócić do UK.
Reakcja Polaków na obawy młodej Polki była jednak niejednoznaczna. Co też nie dziwi, biorąc pod uwagę bardzo wrażliwy temat edukacji w Polsce i UK. Można by bowiem powiedzieć, że wśród osób z doświadczeniem emigracji jest tyle samo zwolenników, co przeciwników brytyjskiego modelu kształcenia. „Większość to raczej ucieka z angielskich szkół do polskich. Może to błędne myślenie, ale Angole to ponoć tępy naród. A Polacy są wszechstronni i pracowici. Może warto nad tym się zastanowić” – czytamy w jednym, nieco kontrowersyjnym wpisie.
A w innym z kolei: „Ja wróciłam do UK z dziećmi właśnie z tego powodu. Nie mogłam patrzeć, jaki starsze dziecko ma program w szkole państwowej w Polsce (…). Język angielski 2 razy w tygodniu (do tego straszny poziom), a religia nawet 3. Faworyzowanie uczniów przez panią, dużo krzyków na dzieci. Język dodatkowy też w kratkę. Ogólnie dużo lekcji w kratkę, bo nauczyciele często na zwolnieniach w PL. I do tego szkoła o różnych porach (…). Często od 7 do 17″.
Angielski system szkolnictwa jest po prostu inny. Ani lepszy, ani gorszy?
Ciekawe światło na oba systemy rzuciła internautka, która zgłębiła temat z perspektywy nauczyciela. Dla niej oba systemy obarczone są pewnymi wadami. „To może teraz z perspektywy nauczyciela. Główna różnica pomiędzy edukacją w Polsce i w UK jest taka, iż w Polsce dziecko jest traktowane jako jednostka. A w UK duży nacisk jest na prace w grupie/ zespole. Sztuka rozmowy, komunikacji, asertywności – na to zwraca się dużą uwagę. To potem pomaga znaleźć się dziecku (już dorosłemu) w życiu. [Pomaga] współpracować i komunikować się z tymi, z którymi w przyszłości przyjdzie im pracować. (…) Generalnie szkoła szkole jest nierówna. (…) Co do poziomu nauczania, to wiele zależy od poziomu wiedzy nauczyciela. Prawie połowa kadry to nauczyciele, których wykształcenie nie miało nic wspólnego z pedagogiką czy znajomością przedmiotu. Dostali się do szkoły przez taką furtkę 'studiów podyplomowych’. Można być z wykształcenia ekonomistą, statystykiem, artystą. [Mieć] jakiekolwiek studia, które dadzą licencjat, a potem obserwować nauczyciela w szkole przez rok, poprowadzić lekcje pod jego nadzorem, raz w tygodniu iść na wykłady, przygotować dokumenty. Na takiej podstawie dostaje się już potem miano nauczyciela wykwalifikowanego. Taki nauczyciel potem planuje wszystkie przedmioty, tak jak umie najlepiej. Bez podręczników czy szczegółowego planu nauczania. Dlatego szkoły są oceniane przez OFSTED, czyli komisję, która wchodzi na kontrole i ocenia całokształt edukacji i zachowania w danej szkole” – czytamy we wpisie kobiety.
Nauczyciel w Anglii bardziej szanuje ucznia i rodzica
W dalszym fragmencie kobieta zwraca także uwagę na fakt, że nauczyciel w Anglii bardziej szanuje zarówno rodziców, jak i same dzieci. „Nauczyciel nie może sobie pozwolić na sarkazm, ironię czy uszczypliwość w stosunku do ucznia czy rodzica. Jeśli to zrobi, to można się skarżyć. Do dyrekcji czy do zarządu szkoły. W Polsce jest z tym wolna amerykanka. Dzieci są zestresowane, bo są odpytywane i ciężar nauczenia się czegoś spoczywa na dziecku (ogrom zadań domowych, gdy nie dokończy się uczyć czegoś na lekcji). Tutaj jest to odpowiedzialność nauczyciela, aby dziecko robiło postępy. To dotyczy tak szkoły podstawowej, jak i średniej. Podobnie jest też na studiach. Nauczycielowi zależy na tym, aby dziecko robiło postępy. Bo sam jest z tego rozliczany i musi uzasadnić, gdy takowych dziecko nie osiąga” – czytamy.