60 miliardów euro – tyle ma wynieść rachunek wystawiony przez Unię Europejską Wielkiej Brytanii. Ale Londyn ani myśli płacić tak horrendalnej sumy za "rozwód" ze Wspólnotą, a w Izbie Lordów już pojawił się pomysł jak to zrobić.
Kwota, która została metaforycznie nazwana rachunkiem za rozwód ("divorce bill") pierwotnie została zaproponowana przez kanclerz Austrii Christiana Kerna. W wywiadzie dla Bloomberga polityk oszacował okrągłą sumkę, na jaką UK ma zostać skasowana po opuszczeniu UE. "Komisja Europejska oszacowała rachunek na ok. 60 mld euro i kwota ta będzie częścią negocjacji" – komentował. "Chcą dostępu do europejskiego rynku, więc muszą się zachowywać w przyzwoity i rozsądny sposób".
Zupełnie innego zdania są przedstawiciele Izby Lordów. Nie ulega wątpliwości, że kwestia ta pojawi się podczas zarówno uruchamiania Artykułu 50, jak i podczas samych negocjacji, ale Zjednoczone Królestwo będzie miał silną, pod względem prawnym, pozycję, aby nie płacić nawet pensa z "divorce bill" – a tak przynajmniej wynika z raportu przygotowanego przez komisję w ramach wczorajszego posiedzenia Izby Lordów.
Na początku roku David Davis, minister ds. wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE, wspomniał o tym, że chcąc zapewnić sobie dostęp do unijnego rynku na Downing Street 10 rozważa się składanie danin Wspólnocie w przyszłości. Jego deklaracja została później potwierdzona przez kanclerza Philipa Hammonda, który mówił, że "takiej opcji nie można absolutnie wykluczyć". To wciąż pozostaje możliwością do zrealizowania, ale Theresa May obstaje wyraźnie przy opcji "twardego Brexitu" i w sukurs jej zamiarom przychodzi raport przygotowany przez EU Financial Affairs Sub-Committee w Izbie Lordów.
"Nawet jeśli jesteśmy zdania, że nasz kraj nie jest prawnie zobligowany do uiszczenia rzeczonej kwoty, to zdajemy sobie sprawę, że będzie to jeden z głównych czynników wpływających na przebieg negocjacji" – komentowała baronowa Falkner of Margravine, zasiadająca w rzeczonej komisji. "Nasz rząd musi rozważyć poniesienie wszelkich finansowych i politycznych kosztów w perspektywie tego, co może za nie uzyskać w trakcie negocjacji."
"Zbliżające się rozmowy będą czymś więcej, niż tylko próbą sił. To początek pracy nad stabilną relacja między UK, a UE, która może zakończyć się porażką, jeśli po obu stronach zabraknie dobrej woli". Czyli podsumowując – UE twierdzi, że UK musi zapłacić, a UK jest zdania, że żadne prawo tego nie reguluje. Która ze stron wykaże się ową "dobrą wolą" i ustąpi?