Nie tylko polska społeczność w Wielkiej Brytanii, ale i wszyscy Brytyjczycy do dzisiaj nie mogą się otrząsnąć po tym, jak w dzielnicy Hunslow odkryto w jednym z domów bestialsko zamordowaną całą polską rodzinę. Od początku śledztwa jasne było dla policji, że nie muszą szukać sprawcy, gdyż najprawdopodobniej doszło do tzw. samobójstwa rozszerzonego. Za masakrą, która wydarzyła się w czerwcu, stoi – najprawdopodobniej – ojciec rodziny – 39-letni Michał Włodarczyk. Tragedia rodziny Włodarczyków to nie jedyna tak dramatyczna historia Polaków mieszkających na Wyspach.
W 2011 roku tą sprawą żyła cała Wielka Brytania. Pochodzący z Nowego Sącza Damian Rzeszowski zamordował na wyspie Jersey dwójkę swoich małych dzieci, żonę i jej najlepszą przyjaciółkę wraz z małą córeczką, a także własnego teścia. Z kolei 10 października 2014 roku mieszkanka Stoke on Trent, Marta Galikowska, zamordowała swoje dwie córeczki: pięcioletnią Majkę i półtoraroczną Olgę. Coś, co łączy wszystkie te makabryczne śmierci to to, że sąsiedzi, współpracownicy czy znajomi opisują wszystkie te rodziny jako szczęśliwe, spokojne, normalne, miłe, a rodziców opisują zazwyczaj jako dobre i pracowite małżeństwa. Co się jednak kryje za drzwiami domów polskich rodzin mieszkających w Wielkiej Brytanii, ani w głowach mordujących rodziców – tego nie wie nikt…
Zamordował całą rodzinę tuż przed 40. urodzinami
35-letnia Monika Włodarczyk oraz dwójka dzieci zginęli od ciosów nożem, które wymierzył im mąż i ojciec. Jak dowiadujemy się z “Daily Mail” ciała polskiej rodziny znaleziono w piątek, 16 czerwca, w jednym z mieszkań w dzielnicy Hounslow w zachodnim Londynie.
11-letnia Maja zginęła od ciosu nożem w serce, a jej młodszy brat, 3-letni Dawid, umarł od wielokrotnych ran, które zostały mu zadane ostrym narzędziem. Tak samo jak najmłodsze dziecko zginęła również matka dzieci, 35-letnia Monika. Czwarte ciało znalezione tego dnia w domu należało do ojca dzieci i męża Moniki – 39-letniego Michała Włodarczyka. Jak ustalono, to on odpowiedzialny był za masakrę rodziny Włodarczyków. Mężczyzna najprawdopodobniej zabił bliskich, po czym popełnił samobójstwo.
Już nie polecą na Majorkę
Matka koleżanki zabitej 11-latki mówiła Sky News, że myślała, iż rodzina poleciała na Majorkę. Planowali uczcić tam 40. urodziny Michała.
– Maja była uroczą, piękną dziewczyną, z silnym charakterem. Jej braciszek był taki słodki, za kilka miesięcy miał iść do żłobka. Modlimy się za nich. Byli cudowną rodziną – powiedziała mediom znajoma rodziny. – Oni byli naprawdę dobrymi ludźmi, ciężko pracowali – dodała.
Maja chodziła do szóstej klasy. Jej braciszek miał niedługo pójść do żłobka. Brytyjskie media podały, że 39-latek pracował jako budowlaniec, a jego żona sprzątała w hotelu Marriott na lotnisku Heathrow. Sąsiadka pary, 31-letnia Oana Petraru, opowiedziała, że bardzo często widywała Monikę żartującą i śmiejącą się z dwójką dzieci wieczorami i w weekendy, również tuż przed ich tragiczną śmiercią. Kobieta dodała również, że rzadko widywała ojca. – Właśnie widziałam mamę, ponieważ ogród jest tuż obok. Widywałam ją czasem z dziećmi na zewnątrz. Byli bardzo szczęśliwi. Zawsze się z nimi bawiła, grała w piłkę, po prostu była mamą. Nigdy nie widziałam taty, może tylko w zeszłym tygodniu bawili się na zewnątrz, a on był na szopie i wspinał się, żeby zdjąć piłkę – dodała kobieta. Śledztwo jeszcze trwa, ale tęsknota rodziny i bliskich oraz szok, w jakim są, pozostaną z nimi na długo.
Polka najpierw zabiła dzieci, a potem siebie
Sprawa zabójstwa suicydalnego, czyli rozszerzonego samobójstwa w Hunslow nie jest pierwszym takim przypadkiem wśród Polonii w UK. Do podobnej tragedii, w której sprawcą zabójstwa dzieci była ich matka doszło w Stoke on Trent. Koszmar wydarzył się 10 października 2014 roku. Wtedy to dyżurny policji w Staffordshire odebrał kilkanaście minut przed godziną 19.00 zgłoszenie, że coś złego stało się przy ulicy Sherwin Road, w dzielnicy Burslem. Na miejsce ruszył policyjny patrol i odnalazł zwłoki młodej kobiety oraz dwójki jej dzieci. Zanim jeszcze zjawiła się policja, sąsiedzi mówili o kobiecie, która dzwoniła na policję i zachowywała się nadzwyczaj nerwowo. Relacjonowała dyżurnemu, że widzi osoby, które zostały zadźgane nożem. Po jakimś czasie pojawiła się na miejscu kolejna kobieta. Okazało się, że była to jedna z sąsiadek, pielęgniarka z zawodu, która po zbadaniu tętna kobiety leżącej we krwi i dwójki dzieci, stwierdziła, że nikt już nie żył. Kiedy policjanci przyjechali na miejsce okazało się, że na miejscu tragedii pojawił się też jakiś mężczyzna, który od razu został aresztowany. Jak się później okazało był to były mąż Marty i ojciec zabitych dzieci.
Dlaczego Marta Galikowska zabiła swoje córeczki?
Sąsiedzi wspominali, że słyszeli potworne krzyki dochodzące w dniu zabójstwa z mieszkania Marty Galikowskiej. Początkowo wszyscy byli zgodni, że zarówno Marta jak i jej dzieci padły ofiarą mordu, którego sprawcą – jak przypuszczano – był jej były mąż. W Stoke on Trent mieszka duża liczba Polaków i wielu z nich dobrze znało Martę, jej byłego męża oraz ich dzieci. Wszyscy znajomi Polaków podkreślali, że Gałkowscy sprawiali wrażenie szczęśliwej rodziny, choć nie było tajemnicą, że tuż przed Bożym Narodzeniem 2013 roku małżonkowie byli już w separacji. To nie były mąż dokonał zemsty na tej trójce, jak początkowo podejrzewano, choć mężczyzna spędził wiele godzin w areszcie jako podejrzany o dokonanie zbrodni. Potwierdziło to dopiero śledztwo, które wskazało na sprawczynię tragedii – matkę, Martę Galikowską, która po zasztyletowaniu dzieci, zabiła siebie. Całej jednak prawdy o tym jednym z najbardziej makabrycznych zdarzeń z udziałem Polaków na Wyspach pewnie się już nigdy nie dowiemy. Kobieta zabrała tajemnicę do grobu.
Separacja jako katalizator?
Marta Galikowska pochodziła z Przemyśla i wiele lat temu razem ze swoim partnerem przyjechali na Wyspy. Galikowscy jeszcze przed przyjściem na świat ich pierwszej córeczki w roku 2008 wzięli ślub. Galikowski zajmował się zbieraniem odpadów w składzie drewna, Galikowska z kolei była kelnerką i dorabiała jako sprzedawczyni w dziale z ciuchami w sklepie TK Maxx. Nie może do tej pory odżałować swojej przyjaciółki Polka, która razem z Galikowską pracowała w TK Maxx. Mówi o zmarłej jako o cudownej dziewczynie, która sprawiała wrażenie szczęśliwej. – Bycie mamą sprawiało jej ogromną radość – mówiła kobieta. Mówiono, że prawdopodobnie separacja była dla niej ogromnym przeżyciem. Być może było to ponad jej siły, nie mogła tego znieść. Ale czy to był właśnie ten katalizator, który nakazał jej zabić własne dzieci? To wciąż tylko domysły.
Damian Rzeszowski w 15 minut zabił sześć bliskich osób
Damian Rzeszowski, sprawca okrutnej zbrodni na rodzinie i przyjaciołach zmarł w więzieniu podczas odbywania kary trzydziestu lat pozbawienia wolności. Wyrok ten usłyszał w 2012 roku w sądzie w St Helier na wyspie Jersey. Skazano go za zabicie szóstki osób 14 sierpnia 2011 roku. Zbrodnia, której dokonał mężczyzna, ochrzczony przez brytyjskie media "Victoria Crescent Killer", wstrząsnęła całymi Wyspami. Powodem masakry urządzonej przez Damiana Rzeszowskiego miał być romans, w który wdała się jego żona. Po tym, jak kobieta wyznała mu prawdę, mężczyzna targnął się na własne życie. Później, przez pewien czas wydawało się, że sytuacja nieco się unormowała. Jednak kłótnia, do której doszło po wspólnych wakacjach, które rodzina spędziła w Polsce, skończyła się tragicznie.
Dźgał nożem bez opamiętania
Pijany Rzeszowski w piętnaście minut zamordował sześć osób za pomocą kuchennego noża. Najpierw zaatakował swojego 56-letniego teścia. Dopadł go, gdy leżał w łóżku i oglądał telewizję. Później zabił swoje dzieci, 5-letnią Kingę i 2-letniego Kacpra. Kolejną ofiarą była sześcioletnia dziewczynka, córka przyjaciółki jego żony. Izabela Rzeszowska i wspomniana przyjaciółka, Marta, rzuciły się do ucieczki.
Swoją partnerkę zdążył zabić najpierw ciosem w plecy, a później rozprawił się z drugą kobietą. Na nic zdały się starania sąsiadów, którzy próbowali zatrzymać znajdującego się w furii mężczyznę, który w pewnym momencie sam siebie zaczął dźgać nożem. W ciężkim stanie trafił do szpitala, jego życie udało się uratować i postawić go przed sądem i skazać na 30 lat więzienia. W trakcie śledztwa ustalono, że cierpiał na depresję z objawami psychotycznymi, a w momencie popełnienia zbrodni był niepoczytalny. To było powodem, że został skazany za zabójstwo, czyli manslaughter, a nie morderstwo czyli murder. Mężczyzna nie odsiedział dużej części wyroku. Damian Rzeszowski zmarł 31 marca 2018 w więzieniu. Miał 37 lat.
autorka: Ilona Korzeniowska
Zajrzyj także na naszą główną stronę: PolishExpress.co.uk – będzie nam miło!
Artykuły polecane przez PolishExpress.co.uk:
Oto 6 zmian finansowych, które wchodzą w życie od lipca. W tym limit cen energii
Prawie 13 mln mieszkańców UK ma kłopot z opłaceniem rachunków
Zachowanie dwóch pijanych Rosjan przyczyną lądowania w Grecji samolotu EasyJet lecącego do Turcji