Elektromobilność miała być tańszą, czystszą i wygodniejszą alternatywą dla silników spalinowych. Tymczasem coraz więcej kierowców zadaje sobie pytanie: dlaczego ładowanie auta jest tak drogie – zwłaszcza na publicznych stacjach? Ceny prądu dla elektryków potrafią przyprawić o zawrót głowy, szczególnie w dużych miastach.
Na pierwszy rzut oka samochód elektryczny wydaje się ekonomiczny. Brak tankowania paliwa, niższe koszty serwisowe, zero emisji spalin. Ale wystarczy kilka wizyt przy miejskiej ładowarce, by czar prysł.
W wielu miejscach w Niemczech za 1 kWh prądu trzeba zapłacić ponad 1 euro. To oznacza, że pełne naładowanie średniego auta może kosztować nawet 80 euro.
Dla porównania, przy ładowaniu w domu – z gniazdka lub z tzw. wallboxa – koszt energii to często 30–40 centów za kWh, czyli dwa–trzy razy mniej. Skąd więc ta różnica?
Z czego wynika cena prądu do ładowania
Eksperci wskazują, że na cenę ładowania składa się wiele elementów, które są znacznie bardziej złożone niż zwykła taryfa za prąd domowy.
Wchodzą w to:
- koszty budowy i utrzymania infrastruktury – szybkie ładowarki kosztują setki tysięcy euro;
- opłaty za dzierżawę terenu – w miastach szczególnie wysokie;
- marża operatora – różna w zależności od firmy;
- opłaty sieciowe, podatki i akcyzy;
- koszt energii w godzinach szczytu, który rośnie wraz z obciążeniem sieci.
W efekcie cena przy publicznej ładowarce staje się mieszaniną kosztów technicznych, fiskalnych i rynkowych. Natomiast użytkownik końcowy płaci rachunek.
Dlaczego ładowanie auta jest tak drogie, szczególnie w miastach
Najbardziej bolesne dla kierowców jest to, że ładowanie auta w miastach jest znacznie droższe niż na ws Powód? Po pierwsze, droższe grunty – operatorzy płacą więcej za każdy metr kwadratowy miejsca parkingowego. Po drugie, większe zapotrzebowanie na szybkie ładowarki, które wymagają większej mocy i kosztowniejszych instalacji.
Kolejną przyczyną jest mniejsza konkurencja. Dlatego, że w wielu miastach dominują pojedynczy operatorzy, którzy mają nawet ponad 50% udziału w rynku.
Brak realnego wyboru oznacza brak presji na obniżki cen. To sytuacja, którą już wcześniej krytykowała niemiecka Monopolkommission, ostrzegając, że brak konkurencji hamuje rozwój elektromobilności.
Większość kierowców nie ma gdzie ładować aut w domu
Kolejny problem to fakt, że większość mieszkańców dużych miast nie ma dostępu do prywatnej ładowarki.
„Ludzie mieszkający w blokach czy wynajmowanych mieszkaniach są skazani na publiczne punkty ładowania” – przypominają eksperci.
To właśnie oni płacą najwięcej – mimo że korzystają z elektryków najczęściej na krótszych trasach. Dla wielu oznacza to, że utrzymanie auta elektrycznego staje się droższe niż spalinowego. To podważa sens całej transformacji transportowej.
Co można z tym zrobić?
Organizacje branżowe, takie jak VDA (Verband der Automobilindustrie), apelują do rządów o obniżenie opłat sieciowych i podatków dla energii wykorzystywanej do ładowania aut.
Natomiast eksperci wskazują, że potrzebny jest szybszy rozwój infrastruktury, większa liczba operatorów i większa przejrzystość cen.
Większa konkurencja i ulgi podatkowe mogłyby realnie obniżyć koszty, a tym samym przyspieszyć przejście na elektromobilność.
Dlaczego ładowanie auta jest tak drogie – i co to oznacza
Jeśli ceny prądu przy stacjach nie spadną, a infrastruktura nie będzie rozwijana, elektromobilność może utknąć w martwym punkcie. Zamiast ekologicznej rewolucji może nas czekać frustracja kierowców i spowolnienie inwestycji.
Na razie jednak pozostaje pytanie, które słyszy się coraz częściej: Dlaczego ładowanie auta jest tak drogie – i kiedy wreszcie stanie się tańsze?

