Zdaniem fanów programu „Top Gear” – guru motoryzacji i specjalista od testowania granic możliwości silników najpotężniejszych maszyn. Zdaniem tych, których roztrzaskiwanie najnowszych modeli aut na najbliższym drzewie nie bardzo śmieszy – kolejny telewizyjny celebryta z niewyparzoną gębą. W ostatnich miesiącach Jeremiemu Clarksonowi większy rozgłos przynosi ta druga „specjalizacja” – po tym jak wdał się w pyskówkę z producentem, emisja niedzielnego odcinka „Top Gear” została zawieszona.
Clarksona miała rzekomo wyprowadzić z równowagi nieobecność cateringu na planie. Świadkowie twierdzą, że omal nie doszło do rękoczynów. Rzecznik BBC oświadczył, że Clarkson został zawieszony w prawach pracownika stacji do czasu wyjaśnienia okoliczności zajścia i odmówił dalszego komentarza.
Sprawę komentują natomiast szeroko fani „Top Gear” – petycja o przywrócenie Clarksona do pracy ma już ponad 400 tysięcy sygnatariuszy. Do apeli przyłączyła się również córka prezentera. „Błagam, przyjmijcie go z powrotem! Właśnie zaczął gotować…” – skomentowała żartobliwie Em Clarkson na Twitterze.
Humor zdaje się nie opuszczać samego Clarksona. W odpowiedzi na pytanie koczujących przed jego domem fotoreporterów „dokąd się wybiera?”, prezenter odpowiedział: „Do pośredniaka”.
To, że decyzja zarządu specjalnie go nie wzruszyła, raczej nie dziwi. W ostatnich miesiącach Clarkson znieważył bowiem znaczną część populacji Wysp – od czarnoskórych poprzez pracowników sektora publicznego i samobójców. Wątpliwą sławę zyskało nagranie, w którym Clarkson recytuje dziecięcą wyliczankę „Eeny, Meeny, Miny Moe” i wplata do niej słowo „czarnuch”. W jednej z późniejszych wypowiedzi stwierdził, że do strajkujących urzędników powinno się strzelać, jak do kaczek. Z kolei osoby odbierające sobie życie to, według Clarksona, „samoluby”.