Makabryczne sceny rozegrały się w jednym z mieszkań nieopodal Paryża. Policjanci, wezwani przez zaniepokojonych sąsiadów, znaleźli zwłoki młodej matki i czworga jej dzieci.
Makabra w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia
Do tej ogromnej tragedii doszło w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia w miejscowości Meaux, położonej ok. 40 km od Paryża. O tym, że coś stało się w mieszkaniu 35-letniej kobiety i 33-letniego mężczyzny, poinformowali policjantów sąsiedzi. To właśnie oni przez dłuższy czas nie byli w stanie skontaktować się z matką. Jedna z sąsiadek przyszła pod dom rodziny i zobaczyła zasunięte okiennice. I to dało jej do myślenia, że coś jest nie tak. Gdy kobieta podeszła bliżej, znalazła krew na klamce i przed drzwiami wejściowymi do mieszkania, w związku z czym natychmiast wezwała policję.
Na miejscu śledczy znaleźli zwłoki 35-letniej kobiety, dziewczynek w wieku 7 i 10 lat, a także dwojga zupełnie małych dzieci. Kobieta i starsze dziewczynki miały liczne rany kłute, natomiast pozostałe dzieci nie miały na ciele widocznych ran. Biegli od raz ustalili jednak, że dzieci zostały uduszone lub utopione. Prokurator Jean-Baptiste Bladier poinformował w mediach, że mieszkanie nie nosiło śladów włamania oraz że na miejscu policjanci nie zastali ojca dzieci.
Problemy psychiczne doprowadziły do tragedii?
Media podają, że podejrzany o zabójstwo rodziny 33-latek miał w przeszłości problemy psychiczne. Mężczyzna na jakimś etapie miał cierpieć na depresję z powodu utraty pracy, a w 2017 r. miał on być nawet hospitalizowany w szpitalu psychiatrycznym. Z kolei w 2019 r. podejrzany miał zaatakować swoją partnerkę nożem, na miesiąc przed narodzinami ich trzeciego dziecka. Ale wówczas kobieta nie wniosła oskarżenia ze względu na zły stan psychiczny mężczyzny. 33-latek był zatem znany policji po zgłoszonym akcie przemocy domowej, ale ostatecznie nie widniał w policyjnych kartotekach jako osoba skazana.