Zapowiadany strajk lekarzy przed świętami w Anglii jest ednym z najbardziej gorących tematów końcówki roku. Rezydenci, czyli lekarze na wczesnym etapie kariery, ogłosili pięciodniową przerwę w pracy. Strajk rozpocznie się 17 grudnia. Potrwa 5 dni i bardzo wpłynie na funkcjonowanie całej służby zdrowia.
To już czternasta akcja protestacyjna od marca 2023 roku. To najlepiej pokazuje, jak głębokie i nierozwiązane pozostają spory między środowiskiem medycznym a rządem. Termin protestu – na kilka dni przed Bożym Narodzeniem – nadaje wydarzeniu dodatkową dramaturgię. Równocześnie budzi poważne pytania o konsekwencje dla pacjentów.
Strajk lekarzy przed świętami. Dlaczego lekarze znów wychodzą na ulicę?
Choć rząd przekonuje, że płace w sektorze medycznym rosną, lekarze zapewniają, że ich realna wartość systematycznie maleje. Według Brytyjskiego Stowarzyszenia Lekarzy (BMA), pomimo podwyżek, wynagrodzenia rezydentów są dziś realnie o około 20 procent niższe niż w 2008 roku, jeśli uwzględni się inflację. Lekarze podkreślają, że narastające obowiązki, braki kadrowe oraz obciążające dyżury czynią pracę w NHS coraz mniej atrakcyjną i wypychają ich za granicę. W ich ocenie strajk nie jest kaprysem. Jest konsekwencją wieloletnich zaniedbań i braku wizji rozwoju publicznej opieki zdrowotnej.
Dlaczego termin jest tak drażliwy?
Okres przedświąteczny to zawsze gorący okres w szpitalach. Placówki starają się wówczas wypisywać pacjentów do domów, zwalniać miejsca na oddziałach i przygotować na zimowy wzrost zachorowań. Strajk lekarzy przed świętami oznacza jednak, że ta misterna układanka może się rozsypać. Przewidywane są opóźnienia w planowanych zabiegach, odwoływane wizyty oraz znacznie dłuższe kolejki na oddziałach ratunkowych. NHS już teraz alarmuje, że grudniowa akcja może być najbardziej dotkliwa od lat, a pacjenci, którzy liczyli na leczenie jeszcze w tym roku, będą musieli uzbroić się w cierpliwość.
Co na to rząd?
Minister zdrowia Wes Streeting ostro krytykuje decyzję lekarzy. Uznał ją wprost za działanie „z premedytacją” i „cios wymierzony w pacjentów w najgorszym możliwym momencie”. Rząd podkreśla, że jest otwarty na rozmowy o warunkach pracy.

fot. shutterstock.com
Natomiast nie zamierza negocjować wysokości wynagrodzeń. W jego ocenie system publicznej opieki zdrowotnej wymaga stabilności, a kolejne protesty tylko pogłębiają chaos. Lekarze odpowiadają jednak, że to właśnie brak reakcji na ich apele doprowadził do sytuacji, w której protest stał się jedynym narzędziem walki o przyszłość zawodu.
Co strajk lekarzy przed świętami oznacza to dla pacjentów?
Najtrudniejsza sytuacja czeka osoby oczekujące na planowe leczenie, operacje i konsultacje specjalistyczne. Wiele z nich zostanie przeniesionych na przyszły rok. Natomiast część nawet na kolejne miesiące. To może mieć realny wpływ na zdrowie pacjentów. Problemy nie ominą także oddziałów ratunkowych, na których lekarze będą musieli przejąć obowiązki młodszych kolegów. To z kolei spowoduje chaos i jest wprost źródłem stresu, a nawet błędów lekarskich.
Czy to koniec konfliktu?
Niestety, wszystko wskazuje na to, że sytuacja może się jeszcze zaostrzyć. Mandat do strajku wygasa na początku stycznia, jednak związek zawodowy BMA już zapowiedział kolejne głosowanie, umożliwiające dalsze akcje protestacyjne w 2026 roku. Oznacza to, że grudniowy protest może być jedynie kolejnym epizodem długotrwałego sporu. A ten trwa i trwa.
Strajk lekarzy przed świętami stawia przed brytyjską służbą zdrowia w obliczu kryzysu. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, świąteczny czas, który wielu kojarzy z bliskością i bezpieczeństwem, dla tysięcy pacjentów może oznaczać niepokój, odwołane wizyty i poczucie, że system, któremu ufali, przestał działać.

