Choć to wydaje się nieprawdopodobne, to organizm ludzki potrafi w tej kwestii nieźle zaskoczyć. Medycyna zna przypadki ludzi, których organizm sam produkuje alkohol. Za ten stan rzeczy odpowiada bardzo rzadkie schorzenie. Jak to działa?
Niecodzienny przypadek
Sama sprawa schorzenia została nagłośniona przez przypadek 35-letniej nauczycielki z Buffalo w USA. Historia zaczyna się całkiem normalnie – kobieta wraca do domu, jednak kilkaset metrów od celu łapie gumę. W związku z tym postanawia do niego dojechać mimo uszkodzonej opony.. Niestety szczęście jej nie sprzyja. Inny kierowca widzi, że kobieta jedzie w dziwny sposób i dzwoni na policje. Ta pojawia się jeszcze zanim nauczycielka dojeżdża do domu. Badanie alkomatem wykazuje, że kobieta ma we krwi blisko 4 promile! Nauczycielka przyznaje się do wypicia czterech drinków między godziną 16 a 18. Mandat i zabrane prawo jazdy to oczywistość w tym wypadku, jednak przy takim stężeniu alkoholu we krwi (ponad 4 razy wyższe niż dopuszczalne) prawo stanowe nakazuje zatrzymanego odwieźć do szpitala. Kilka godzin pobytu w szpitalu nie wykazuje u kobiety spożycia alkoholu (wypite drinki mogłyby wywołać stężenie 0,05 promila, przy dozwolonym prowadzeniu przy 0,08). Mąż nauczycielki prosi o ponowne zbadanie krwi – tym razem kobieta ma aż 3 promile. Wywołuje to konsternację. Przez kolejne 18 dni poddawana jest badaniom stężenia alkoholu we krwi. Okazuje się, że codziennie u badanej notuje się 2 promile. Od samego zdarzenia minął rok – w tym czasie kobieta została uniewinniona przez sąd, a ogromna ilość badań wykazała, że jej organizm sam wytwarza alkohol.
To nie pierwszy taki przypadek
Niezwykły przypadek 35-letniej nauczycielki to nie jedyny jaki zna współczesna medycyna. Brytyjskie media informowały już o mężczyźnie, u którego alkohol we krwi produkowany był przez jedzenie fast foodów. Inna historia mówi o starszym panu z Teksasu, który mimo abstynencji wciąż uskarżał się na objawy zatrucia alkoholowego. Pierwszy taki przypadek odnotowano w 1970 roku w Japonii. Później zaczęły dochodzić kolejne. Jest jednak problem w oszacowaniu ilości osób dotkniętych tą niespotykaną przypadłością. Zwykle tego typu sytuacje wychodziły na jaw przy zatrzymaniach przez policje. Najczęściej chorzy są po prostu nieświadomi, że mogą cierpieć na to nietypowe schorzenie.
To wina grzybów
Wnikliwe badania pozwoliły naukowcom dojść do przyczyny tego typu zaburzeń, które nazwali Zespołem fermentacji jelitowej. O co tu chodzi? Niecodzienna przypadłość wywoływana jest przez wysokie stężenie grzybów drożdżowatych w jelitach. Odpowiadają one za fermentacją pokarmu o wysokiej zawartości węglowodanów, który przetwarzają następnie na alkohol. Badaniami nad przypadłością zajmuje się dr Barbara Cordell z Panola College w Teksasie. To właśnie do niej zwrócił się prawnik nauczycielki z Buffalo, która dzięki zastosowaniu diety ubogiej w węglowodany może już spokojnie prowadzić samochód. Jak na razie nie wiadomo skąd w jelitach biorą się grzyby drożdżowate, jednak ich związek z dietą bogatą w węglowodany jest niewątpliwy. Z tego powodu wszyscy dotknięci schorzeniem poza alkoholem muszą unikać także makaronów, fast foodów i cukru. Na występowanie przypadłości mogą mieć też wpływ warunki zewnętrzne takie jak pleśń w domu lub pracy, albo często przebywanie w miejscach o wysokiej wilgoci. W leczeniu zespołu fermentacji jelit można użyć leków przeciwgrzybiczych, które przynoszą znaczną poprawę.
Czy jesteśmy chorzy?
To pytanie, na które zapewne każdy z nas chciałby znać odpowiedź. Trudno oszacować ile osób cierpi na tę rzadką chorobę. Dr Cordell podejrzewa, że w Stanach zjednoczonych zespół fermentacji jelitowej dotyka około 100 osób. Jeżeli chcesz wiedzieć czy ciebie też dotyczy ta choroba, wystarczy badać się regularnie alkomatem, kiedy jesteś trzeźwy. Nasze organizmy przy 2 promilach alkoholu we krwi zwykle dają o sobie znać, a my nie tylko czujemy się nieźle „wstawieni”, ale też mamy problemy z poruszaniem się, a nawet mową. Jak pokazały badania wiele osób, których dotyka schorzenie nie odczuwały żadnych dolegliwości. Dla przykładu nauczycielka z Buffalo zaczynała czuć „upojenie” gdy alkohol w jej krwi miał stężenia ponad 3 promili.
To nie wszystko
Zespół fermentacji jelit poza podnoszeniem stężenia alkoholu we krwi daje również inne objawy, do których możemy zaliczyć przewlekłe stany grzybicze, a nawet łupież. Osoby dotknięte schorzeniem często uskarżają się także na dolegliwości żołądkowe takie jak nudności, ból brzucha, wymioty i nadmierne gazy.
Czy winny może być też batonik?
Zespół fermentacji jelitowej to wyjątkowo rzadkie schorzenie, dlatego lepiej się nim nie usprawiedliwiać przy policyjnej kontroli, kiedy siedzimy za kółkiem po dwóch głębszych. Dodajemy jednak, że wynik alkomatem może nas nieźle zaskoczyć jeżeli nie tylko jesteśmy zdrowi, ale także zupełnie trzeźwi! Mówi się, że zjedzenie dużej ilości jabłek potrafi na alkomacie wskazać obecność alkoholu w wydychanym powietrzu – to mit, bo trzeba zjeść około dwóch skrzynek tego owocu, by taki incydent miał miejsce, a to raczej nie jest możliwe. Inaczej rzecz się ma w przypadku batoników z alkoholem, które można kupić na każdej stacji benzynowej. Jeżeli zaraz po zjedzeniu zbadasz się alkomatem, twój wynik może mówić, że jesteś w stanie wskazującym. Podobnie jest z płynami do płukania ust, wśród których większość zawiera alkohol. W takich sytuacjach najlepiej przekonać policjanta by odczekał chwilkę i powtórzył pomiar. Po 15 minutach alkomat powinien pokazać 0,0. Mimo wszystko, dla własnego spokoju, zalecamy zabierać w podróż te batoniki, które alkoholu nie zawierają.