W obliczu narastającego zagrożenia wojennego Niemcy drastycznie zmieniają podejście do kwestii bezpieczeństwa i rynku pracy. Z kraju skoncentrowanego na wygodzie i stabilności stają się państwem zbrojącym się na potęgę. Wraz z tym przesunięciem pojawił się niepokój. Bo bez pracowników z zagranicy, w tym z Polski, niemiecka gospodarka może kryzysu nie przetrwać.
Braki kadrowe, zwłaszcza w branży transportowej, już dziś sięgają 100 tys. kierowców ciężarówek. Prognozy mówią nawet o luce rzędu 400 tys. Bez kierowców z Europy Wschodniej Niemcy nie będą w stanie ani zaopatrywać ludności cywilnej, ani wspierać Bundeswehry.
Kobiety za kierownicą i kierowcy spoza UE planem ratunkowym dla Berlina
W odpowiedzi na grożący paraliż sektora transportowego Niemcy rozważają rewolucyjne rozwiązania, w tym masowe zachęcanie kobiet do podjęcia pracy jako kierowca ciężarówki. Centralnym punktem reformy miałoby być zapewnienie bezpiecznych parkingów i ciężarówek z zapleczem sanitarnym. Prysznice, toalety i kuchnie na wyposażeniu tira powinny przyciągnąć kobiety do zawodu.
W planach jest również umożliwienie powrotu do pracy kierowcom-emerytom, poprzez zniesienie obowiązku przechodzenia cyklicznych badań. Kluczowym punktem niemieckiej strategii ma być też dopuszczenie do pracy kierowców spoza Unii Europejskiej, głównie z Mołdawii i Uzbekistanu. Aby to osiągnąć, Berlin chce uznać prawa jazdy z tych krajów w całej UE.
Polska powinna być ostrożna wobec planów sąsiada: „Chcą wziąć wszystko”
Polska branża transportowa, będąca liderem w UE z 20,3 proc. udziałem w rynku (dane Eurostatu za 2023 roku), z rezerwą patrzy na niemieckie pomysły. Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce, ostrzega, że Niemcy chcieliby „zapłacić i odessać z rynku jak najwięcej potrzebnych im pracowników”, nie biorąc pod uwagę, że Polska również zmaga się z niedoborem zawodowych kierowców.

– W Polsce państwo zainwestowało duże środki w kształcenie zawodowe kierowców, którzy dziś posiadają pełne uprawnienia. Tymczasem Niemcy, zamiast inwestować w szkolenia u siebie, chcą po prostu wykupić gotową siłę roboczą – komentuje Buczek.
Niemieckie pułapki na zagranicznych przewoźników
Prezes Buczek podkreśla, że Niemcy w przeszłości niejednokrotnie forsowali rozwiązania niekorzystne dla zagranicznych przewoźników. Przykładem jest skrócenie okresu dochodzenia roszczeń z 3 lat do roku – ta zmiana mocno uderzyła w firmy transportowe.
Wskazuje też na problem nieuczciwych praktyk – niemieckie firmy coraz częściej nie wykonują zleceń samodzielnie, lecz przekazują je dalej, tworząc wielowarstwowy system pośredników i wydłużając czas zapłaty nawet do 90 dni.