Imprezowicz z Wrocławia, Grzegorz G. zmarł na suto zakrapianej imprezie. Jakie było zdziwienie, gdy w kostnicy nagle… odżył.
Impreza miała miejsce we Wrocławiu, późnym wieczorem. Grzegorz G. był jednym z jej uczestników. Lały się na niej duże ilości alkoholu. W pewnym momencie mężczyzna źle się poczuł i wyszedł na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza. Tam stracił przytomność i upadł na ziemię. Na chodniku zauważył go przechodzień, który wezwał od razu pogotowie.
Jednooki nielegalny imigrant trzy razy unikał deportacji, żeby móc kraść na Wyspach
Gdy ratownicy dotarli na miejsce, rozpoczęli akcję ratunkową, jednak po kilku minutach stwierdzili zatrzymanie akcji serca i zgon. Ciało denata zostało więc przewiezione do kostnicy.
Ochroniarz kostnicy, pan Mariusz został zaalarmowany dziwnymi hałasami i jękami dochodzącymi ze środka kostnicy. „Byłem przekonany, że to włamanie, czasami młodzież robi głupie żarty, ale dźwięki dochodziły z chłodni. Drżącymi rękoma wysunąłem szufladę, a tam goły trup patrzy na mnie i prosi, żebym podał mu kocyk!” – relacjonował ochroniarz.
Grzegorz G. wyjaśnił policjantom, którzy przybyli na miejsce, co się stało i mimo wskazówek lekarzy, którzy zalecali mu przebadanie się i odpoczynek, „były trup” zabrał swoje rzeczy. Do domu został podwieziony przez policjantów, ale w trakcie jazdy zmienił zdanie i kazał zawieźć się z powrotem na imprezę, ponieważ stwierdził, że „skoro wrócił z zaświatów to musi to opić” relacjonował st. posterunkowy Mateusz Czaja.
Z OSTATNIEJ CHWILI: Protestujący zablokowali londyńskie lotnisko! Tysiące pasażerów jest przekierowywanych
Sprawa nabrała rozgłosu i policja wszczęła śledztwo, żeby wyjaśnić, jak mogło dojść do śmiertelnej pomyłki, która groziła faktycznym zatrzymaniem akcji serca u pacjenta. W sprawie mają być przesłuchani ratownicy i osoby uczestniczące w akcji.