Kolejny objaw kryzysu w UK i zamykania się firm. Biznes – czy to mniejszy czy większy – upada. Problem dotyka również marketów. Morrison zamknął 17 sklepów. Najwięcej w maju i czerwcu. W efekcie “restrukturyzacji” 3600 osób zostało bez pracy. Co stanie się z tymi ludźmi?
Brytyjska gospodarka mierzy się z kolejnym wstrząsem. Morrison zamknął 17 sklepów. W ten oto sposób pozbawił pracy aż 3 600 osób. To kolejny przykład fali restrukturyzacji i zamykania placówek handlowych. Kryzys w biznesie i fala zamykania firm przetacza się własnie przez Wyspy.
Restrukturyzacja czy desperacja?
Zarząd Morrisons tłumaczy zamknięcia koniecznością „restrukturyzacji” i przeniesienia inwestycji w obszary, które według firmy „są najbardziej cenione przez klientów”. W praktyce oznacza to jednak likwidację miejsc pracy. Oprócz sklepów właściciel przewiduje zamknięcie dwóch firmowych kawiarni oraz aż 100 punktów usługowych w sklepach. Od kwiaciarni, przez apteki, po stoiska mięsne i rybne.
Morrison zamknął 17 sklepów – efekt kryzysu na brytyjskich ulicach handlowych
Sytuacja Morrisons wpisuje się w szerszy trend. Według danych Centre for Retail Research w 2024 roku z brytyjskich ulic handlowych zniknęło 13 000 sklepów. Prognozy na 2025 rok mówią nawet o 17 000 kolejnych zamknięć. To efekt kombinacji kilku czynników: wysokiej inflacji, rosnących kosztów energii, presji płacowej i zmieniających się nawyków zakupowych, w tym przejścia części klientów do zakupów online. Likwidacja sklepów oznacza, że tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy osób pozostanie bez pracy.
Bezrobocie rośnie – a rząd pod presją
Dla tysięcy pracowników Morrisions i innych sieci, utrata pracy oznacza nie tylko problemy finansowe, ale i konieczność przebranżowienia. Wysokie koszty życia w Wielkiej Brytanii sprawiają, że znalezienie nowego zatrudnienia w tym samym regionie często graniczy z cudem. Zamykanie sklepów w mniejszych miejscowościach powoduje też lokalne problemy. Brak dostępu do usług i spadek obrotów w sąsiednich biznesach.
Morrison zamknął 17 sklepów – co dalej?
Choć władze sieci zapowiadają, że część zamykanych przestrzeni zostanie wykorzystana w inny sposób, skala zjawiska budzi niepokój. Coraz częściej eksperci mówią o „cichym kryzysie” brytyjskiego handlu stacjonarnego. Ten może przerodzić się w poważny problem społeczny i gospodarczy. Jeśli tempo zamknięć nie spadnie, skutki odczuje nie tylko rynek pracy, ale całe lokalne społeczności.