Nietypowa sytuacja w szkockim Jedburgh przyciąga uwagę mediów i mieszkańców całego kraju. Troje osób zajęło prywatną ziemię i ogłosiło powstanie własnego „królestwa” – Królestwa Kubala – tłumacząc to próbą odzyskania historycznej sprawiedliwości. Brzmi jak fabuła powieści, ale w tym przypadku to rzeczywistość.
Na czele nietypowej inicjatywy stanął Kofi Offeh, który sam siebie nazywa „Królem Atehene”. Towarzyszy mu partnerka Jean Gasho, internetowa „Królowa Nandi”, a także Kaura Taylor, przedstawiająca się jako „Asnat – dwórka królowej”. Według nich cała działalność ma być formą walki o sprawiedliwość dla przodków, którym w epoce kolonialnej odebrano ziemie.
Eksmisja? Żaden problem! Królestwo Kubala zamierza rządzić dalej
W mediach społecznościowych trójka konsekwentnie utrzymuje, że „Królestwo Kubala” jest trwałe i nikt nie zdoła go zlikwidować.
Co prawda sąd nakazał eksmisję, a funkcjonariusze wraz z urzędnikami przeprowadzili akcję bez żadnych incydentów, lecz konflikt się nie zakończył. Grupa opuściła zajmowany teren, ale natychmiast przeniosła obozowisko tuż za ogrodzenie, na działkę należącą do Scottish Borders Council.
W efekcie sprawa z prywatnego gruntu trafiła na grunt publiczny i aby ograniczyć eskalację lokalne władze otoczyły miejsce płotem i rozpoczęły nowe postępowanie sądowe.
Królestwo Kubala marzy o powrocie plemion i scaleniu kultur
Monarchia utrzymuje, że jej korzenie sięgają zarówno Afryki, jak i Szkocji, a członkowie plemienia wierzą, że są potomkami jakobitów. Twierdzą, że ich przodkowie zostali wygnani z Szkocji, a teraz wracają, by odzyskać utraconą ziemię.
Król Atehene, dawniej śpiewak operowy, oraz królowa Nandi żyją bardzo prosto, blisko natury. Kąpią się w naturalnych źródłach wodnych i mieszkają w namiotach. Grupa nie podporządkowuje się lokalnym przepisom. Kaura Taylor rzekomo uciekła z Teksasu przed przemocą w rodzinie i dołączyła do plemienia. Twierdzi, że teraz czuje się szczęśliwa.

Królestwo Kubali marzy o rozwoju i sprowadzeniu kolejnych zagubionych plemion na ziemię, którą uważają za swój prawowity dom. Chcą w ten sposób połączyć afrykańskie dziedzictwo z historią Szkocji i zbudować tożsamość swojej społeczności.
Samozwańcza monarchia nie zamierza stosować się do przepisów
Część społeczności patrzy na całe wydarzenie z pobłażaniem, uznając je za ekscentryczną fanaberię. Jednak rośnie też grupa osób uważających, że nieustanne zajmowanie cudzych terenów może w przyszłości przerodzić się w poważniejszy problem.
Obawy nie są bezpodstawne, zwłaszcza że samozwańczy władcy odmawiają rozmów i utrzymują, że kontaktować można się z nimi jedynie poprzez składanie „darów”.
Wiceprzewodniczący rady Scott Hamilton stanowczo zapowiedział, że przepisy muszą być przestrzegane przez wszystkich, a samorząd nie odpuści, dopóki samozwańcze królestwo nie zniknie z okupowanego terenu.