Kolejny “polski sklep”. Udogodnienie czy żerowanie na tęsknocie?

W Holandii “polskie supermarkety” rosną jak grzyby po deszczu. Jest ich coraz więcej na mapie. Jednocześnie miejsca te rzadko kiedy należą do Polaków lub są przez nich prowadzone. To doskonały biznes, który coraz częściej jest postrzegany jako żerowanie na tęsknocie za krajem. A ceny produktów bywają wyższe, niż analogicznych w holenderskich sklepach. Czy „polski supermarket” to dobre miejsce na zakupy?

Czy takie miejsca są dla Polaków, czy korzystają z Polaków? Podejście do tych miejsc jest coraz bardziej sceptyczne. Dlatego otwarcie kolejnego “polskiego sklepu” porusza społeczność polską i nie tylko.

Nowy „polski” sklep w Dinteloord

W Dinteloord, niewielkiej miejscowości w Holandii powstaje kolejny „polski supermarket”. To odpowiedź na rosnącą liczbę polskich pracowników migrujących w regionie. To także kolejny punkt na mapie Holandii, gdzie ekspansja sklepów z biało-czerwoną etykietą nabiera tempa. Ale czy rzeczywiście są one dla Polaków. Czy tylko z Polakami w tle?

- Advertisement -

Co kryje się na półkach „polskiego sklepu”?

W typowym „polskim supermarkecie” znaleźć można wszystko to, czego Polacy najbardziej tęsknią: kabanosy, pierogi, twaróg, śmietana, kiszonki, Prince Polo, Majonez Kielecki, napoje typu Tymbark czy polskie piwa. Dla wielu to nie tylko produkty. To smaki dzieciństwa. Domowe wspomnienia, sposób na zachowanie tożsamości w obcym kraju.

Polski supermarket
Czy polski supermarket to oszustwo marketingowe? fot: Getty Images)

Ale obok sentymentów pojawiają się pytania: czy to naprawdę polskie sklepy? Czy są prowadzone przez Polaków? Czy ceny są uczciwe?

„Polski”, ale nie polski?

Coraz więcej osób zauważa, że sklepy te często nie są prowadzone przez Polaków. Ich właścicielami bywają Holendrzy, Rumuni, Bułgarzy, a nawet duże sieci handlowe rejestrujące się pod neutralnymi nazwami. Te jedynie używają polskiej symboliki marketingowej.  Biało-czerwonych flag, znajomych marek, polskojęzycznych szyldów. Dla klienta wygląda to jak biznes „od rodaka, dla rodaka”. W rzeczywistości to przemyślana strategia sprzedażowa.

To rodzi pytanie: czy polski konsument nie jest wprowadzany w błąd? Kupując z myślą, że wspiera rodaka, może nieświadomie napędzać zupełnie inne interesy.

„Polski supermarket” a ceny wyższe niż w Jumbo czy Albert Heijn

Częsty zarzut wobec „polskich” sklepów to zawyżone ceny. Te same produkty, które można kupić w Polsce za kilka złotych, w Holandii osiągają ceny kilkukrotnie wyższe. Przykładowo: słoik ogórków kiszonych – 5 euro, paczka pierogów – 6 euro, chleb – nawet 4 euro. Często są to produkty z długim terminem przydatności lub tańszych marek.

Dla porównania – w holenderskich supermarketach produkty lokalne kosztują mniej i są lepiej dostępne. Wówczas nasuwa się refleksja: czy to wciąż usługa dla wygody Polaka? Czy już forma komercyjnego wykorzystania emocji i tęsknoty za krajem?

Wygoda czy wyzysk?

Nie brakuje głosów mówiących: „Nie obchodzi mnie, kto prowadzi sklep. Ważne, że mogę kupić pierogi”. Dla wielu polskich migrantów, zwłaszcza pracujących fizycznie, taki sklep to realne ułatwienie życia. Brak czasu, bariera językowa, sentyment – wszystko to składa się na decyzję zakupową.

Z drugiej strony, coraz więcej Polaków dostrzega manipulację: „Płacę więcej, bo myślę, że wspieram polski biznes, ale to fikcja. W dodatku niektóre sklepy są zaniedbane i mają stare produkty” – mówi Monika z Tilburga.

Polski biznes czy polska fasada?

Problem dotyka szerszego zjawiska – komercjalizacji tożsamości narodowej. „Polski supermarket” brzmi bezpiecznie, znajomo, swojsko. Dla migrantów to namiastka domu. Ale kiedy za marką nie stoją Polacy, pojawia się pytanie o uczciwość.

Eksperci od marketingu kulturowego nie mają złudzeń: to skuteczna strategia sprzedażowa. Marka, która odwołuje się do narodowej tożsamości, lojalności i wspomnień, generuje większe zyski. Nawet jeśli nie ma nic wspólnego z danym narodem. A w ofercie dominują “zupki chińskie” o smaku barszczu.

Polski supermarket – czy potrzebna przejrzystość i świadomość?

Nie wszystkie „polskie sklepy” są złe. Nie wszystkie są drogie. I nie każdy właściciel spoza Polski działa nieetycznie. Jednak brakuje przejrzystości. Klienci powinni wiedzieć, kto stoi za biznesem, jakie są źródła produktów i dlaczego płacą tyle, ile płacą.

 

Przeczytaj także

Jutrzejszy strajk na holenderskim lotnisku Schiphol odwołany

Zaplanowany na 1 października strajk na holenderskim lotnisku Schiphol został odwołany. Zdecydowano się na powrót do negocjacji z linią lotniczą KLM.

Ofiary przemocy mogą w każdej chwili porozmawiać z chatbotem

Na stronie organizacji Veilig Thuis pojawił się chatbot AI, który ma wspierać ludzi w trudnej lub niebezpiecznej sytuacji domowej. Takie rozwiązanie ma przede wszystkim obniżyć barierę pierwszego kontaktu z centrum zgłoszeń. Dzięki niemu użytkownicy mogą w prostszy sposób uzyskać przydatne porady.

Rachunki za energię w Holandii są wyższe niż w reszcie Europy. Dlaczego?

Polityka wysokich podatków na gaz ma wspierać transformację energetyczną i redukcję emisji CO₂. Jednak wielu ekspertów zwraca uwagę, że społeczny koszt tej strategii może być zbyt wysoki.

Amsterdam zamierza legalnie udostępnić narkotyki narkomanom

Amsterdam planuje sprawdzić, czy legalne udostępnianie cracku osobom uzależnionym mogłoby rozwiązać problemy zdrowotne i społeczne tej grupy.

Holandia planuje zakazać specjalnych skrytek w samochodach

Holenderski parlament szykuje zmiany w prawie, które uderzą w przestępczość zorganizowaną. W niższej izbie parlamentu większość posłów poparła ustawę zakazującą stosowania ukrytych przedziałów w samochodach i łodziach.
kasyno online

Finanse i świadczenia

Praca i zarobki

Życie w Holandii

Wydarzenia kryminalne

Transport