Mimo że oficjalnie rząd Wielkiej Brytanii utrzymuje, że nie zamierza rewolucjonizować podatku dochodowego od osób prawnych, realne obciążenia dla firm systematycznie rosną. Najnowszy budżet niektórzy przedsiębiorcy w UK odebrali jako kolejny etap fiskalnego ataku.
Jak tłumaczy The Conversation, nie chodzi o jedną spektakularną podwyżkę, lecz o zestaw drobniejszych zmian. Razem tworzą one wyraźnie niekorzystny dla przedsiębiorców efekt. Przez to prowadzenie biznesu staje się droższe, nawet jeśli główna stawka CIT pozostaje poza radykalną korektą.
Mniej ulg oznacza wolniejszy rozwój biznesu
Jednym z elementów tej układanki są zmiany w ulgach na inwestycje w maszyny, sprzęt i wyposażenie. Od nowego roku podatkowego firmy będą mogły odliczyć mniejszą część wartości takiego wkładu. Inwestycje będą zwracać się dłużej. Według prognoz Ministerstwa Finansów spadek wysokości odpisu z 18 do 14 proc. tylko w pierwszym roku zasili budżet ponad 1 mld funtów.
Owszem, zwiększa to dochody państwa, ale jednocześnie osłabia motywację do modernizacji i rozwoju, szczególnie w sektorach produkcyjnych. Gdy do tego dochodzą próby zmian w opodatkowaniu nieruchomości komercyjnych i obniżenie z 30 do 20 proc. ulgi dla Venture Capital Trusts, sytuacja robi się naprawdę poważna. Przed handlem i gastronomią reorientacja roztacza widmo dziesiątków tysięcy funtów dodatkowych kosztów rocznie oraz ograniczenia lub wstrzymania działalności.
Pracownicy między presją płacową a automatyzacją
To, co dzieje się na poziomie firm, bardzo szybko odbija się na rynku pracy. Wyższe koszty prowadzenia działalności oznaczają mniejszą przestrzeń na podwyżki wynagrodzeń i tworzenie kolejnych miejsc pracy.
Przedsiębiorcy w UK pewnie będą próbowali utrzymać ceny, kompensując to wolniejszym wzrostem płac lub redukcją zatrudnienia. Inne, szczególnie duże i kapitałochłonne, chętniej sięgną po napierającą zewsząd automatyzację. Zgodnie z prognozą National Foundation for Educational Research do 2035 roku sztuczna inteligencja może wyeliminować 3 mln miejsc pracy dla osób o niskich kwalifikacjach w Wielkiej Brytanii.

Bez równoległych programów przekwalifikowania może to oznaczać, że pracownicy poniosą największy koszt „cichych” podwyżek.
Konsumenci zapłacą więcej, nawet jeśli nie od razu
Ostatecznym ogniwem łańcucha podwyżek są konsumenci. Nie wszystkie firmy będą w stanie albo będą chciały wchłonąć rosnące koszty. Część z nich przerzuci je na klientów w postaci wyższych cen lub uboższej oferty. Najbardziej narażone są branże o niskich marżach – puby, hotelarstwo, małe sklepy osiedlowe.
W rezultacie decyzje budżetowe, które na pierwszy rzut oka wydają się odległe, bardzo szybko materializują się w codziennym życiu. Widzimy je w postaci droższych usług, wolniejszego tempa wzrostu płac i większej niepewności zatrudnienia.
To właśnie pracownicy i konsumenci najczęściej ponoszą realny ciężar rosnących obciążeń nakładanych na biznes, nawet jeśli formalnie podatki nie rosną.

