W Wielkiej Brytanii od lat nie mówiło się o alkoholu tak poważnie, jak dziś. Choć nie mamy do czynienia z pełną prohibicją w stylu lat 20. XX wieku, to najnowsze działania rządu Partii Pracy zmierzają w kierunku bezprecedensowych ograniczeń. Eksperci alarmują: kraj pogrąża się w alkoholowym kryzysie. Natomiast obecne regulacje nie nadążają za skalą i złożonością problemu. W grę wchodzą zmiany, które mogą znacząco zmienić sposób, w jaki Brytyjczycy kupują, spożywają i postrzegają alkohol.
Nowoczesna „prohibicja w UK”? Nie totalny zakaz, ale konkretne ograniczenia
Choć nikt nie mówi wprost o zakazie sprzedaży alkoholu, jak to miało miejsce w USA w latach 20., to pakiet reform zapowiedziany przez rząd nabiera cech „miękkiej prohibicji”. Wszystko dlatego, że ogranicza dostępność alkoholu, jego reklamę oraz minimalizującej zachęty do nadmiernego spożycia. Nowy plan ma odpowiadać na alarmujące statystyki: aż 30% dorosłych Brytyjczyków pije w sposób ryzykowny. Natomiast 1 na 25 przypadków nowotworów ma związek z alkoholem.
Eksperci ds. zdrowia publicznego skierowali do ministra zdrowia otwarty list, w którym domagają się „ambitnych i systemowych działań” – nie tylko symbolicznych gestów. To reakcja na dramatyczny wzrost liczby hospitalizacji i zgonów związanych z alkoholem. Te w ostatnich latach zaczęły niebezpiecznie rosnąć.
Minimalna cena jednostkowa alkoholu (MUP). Nowa twarz „prohibicji w UK”?
Jednym z postulatów jest wprowadzenie minimalnej ceny jednostkowej alkoholu (MUP) – rozwiązania już sprawdzonego w Szkocji i Walii. W praktyce oznacza to, że butelka wódki 40% (28 jednostek alkoholu) nie mogłaby być sprzedawana taniej niż za 14 funtów. Natomiast piwo z 2,5 jednostki – za minimum 1,25 funta.
Dla wielu Brytyjczyków oznacza to koniec taniego alkoholu z supermarketów i dyskontów. Czy to zamach na wolność wyboru. Czy może rozsądne narzędzie walki z uzależnieniami? Opinie są podzielone. Jednak badania z krajów, które już wdrożyły MUP, wskazują na zauważalne spadki w spożyciu alkoholu przez najciężej pijące grupy społeczne.
Koniec nocnych zakupów z alkoholem? Lokalne zakazy sprzedaży i dostaw
Kolejnym filarem planowanych zmian jest oddanie większych uprawnień lokalnym władzom. Miałyby one prawo regulować godziny sprzedaży alkoholu, a także jego dostawy online. To potencjalnie oznacza koniec nocnych zakupów „na domówkę” lub błyskawicznych dostaw alkoholu przez aplikacje.

Ten ruch wpisuje się w szerszą politykę „dealkoholizacji przestrzeni publicznej” . Odbudowy tzw. zdrowych nawyków konsumenckich. Czy takie podejście przyniesie efekty? Z jednej strony może ograniczyć impulsywne spożycie alkoholu. Natomiast z drugiej – wywołać opór wśród mieszkańców i przedsiębiorców.
„Prohibicja w UK” na ekranach – koniec swobody w reklamie alkoholu?
W ramach nowej strategii, eksperci apelują także o zaostrzenie przepisów reklamowych – podobnych do tych, które obowiązują produkty wysokokaloryczne, bogate w sól i cukier. To oznaczałoby znaczące ograniczenie widoczności alkoholu w mediach, Internecie, a być może także na stadionach czy podczas imprez masowych.
Choć branża alkoholowa, reprezentowana m.in. przez Portman Group, nie ukrywa obaw, deklaruje chęć współpracy. Zastrzega jednak, że większość Brytyjczyków pije odpowiedzialnie i w granicach zaleceń medycznych – a walka z nadmiernym piciem powinna być „celowana” w najbardziej zagrożone grupy.
Więcej pieniędzy, więcej opieki – ale czy to wystarczy?
Rząd zapowiada też zwiększenie finansowania dla lokalnych zespołów opieki alkoholowej oraz lepszą integrację ścieżek leczenia osób uzależnionych. Na rok 2025/26 przewidziano dodatkowe 310 milionów funtów. Pieniądze mają trafić do systemu wsparcia i leczenia.
To krok w dobrą stronę. Bo, jak podkreślają sygnatariusze listu, samo ograniczanie dostępu do alkoholu bez zapewnienia skutecznej opieki terapeutycznej to za mało. Prohibicja w UK, jeśli ma mieć sens, nie może być jedynie administracyjnym kagańcem. Musi iść w parze z realną pomocą dla tych, którzy z alkoholem sobie nie radzą.
Czy Wielka Brytania zmierza ku nowoczesnej prohibicji?
Nie będzie beczek z whisky wylewanych na ulice ani czarnego rynku z bimbrem. Natomiast kierunek polityki zdrowotnej w UK staje się jasny. Mniej alkoholu. Trudniej dostępny alkohol. Droższy ibez reklam. Choć nie wszyscy nazwą to „prohibicją”, to zmiany są głębokie i mogą odcisnąć trwałe piętno na brytyjskiej kulturze konsumpcji alkoholu.
Czy będą skuteczne? Czas pokaże. Ale jedno jest pewne. Temat „prohibicji w UK” znów wrócił, tym razem w nowoczesnym, zdrowotnym wydaniu.