Rząd Wielkiej Brytanii potwierdził, że planowany system cyfrowych dowodów tożsamości nie będzie działał z mocą wsteczną. Oznacza to, że osoby już zatrudnione nie muszą go posiadać. Obowiązek pojawi się dopiero przy podejmowaniu nowej pracy, tłumaczy BBC.
Jak zapowiedział premier Keir Starmer, projekt ma przeciwdziałać „szarej strefie” w gospodarce i uporządkować proces weryfikacji tożsamości, ponieważ uchodzi to współcześnie za priorytet. Ministrowie zapowiedzieli, że wprowadzą system najpóźniej do 2028 roku.
Big Brother Watch ostrzega: cyfrowe ID może ograniczyć swobody obywatelskie
Zdaniem premiera cyfrowe dowody tożsamości uproszczą życie – od aplikowania na studia, przez wynajem mieszkania, po zakup nieruchomości. Obecnie każda z tych czynności wymaga przedstawienia różnych dokumentów i często wiąże się z kosztowną weryfikacją przez pośredników. Dodatkowo rząd obiecuje, że nowy system ograniczy zbędne formalności.
Chociaż premier zapewnia, że dane użytkowników będą silnie szyfrowane i przechowywane wyłącznie na ich urządzeniach, projekt budzi ogromne kontrowersje. Petycja wzywająca do jego odrzucenia zebrała już blisko trzy miliony podpisów.

Krytycy, w tym Silkie Carlo z organizacji Big Brother Watch, ostrzegają, że system może doprowadzić do ograniczenia swobód obywatelskich. Ich zdaniem jedyną gwarancją ochrony prywatności jest porzucenie pomysłu cyfrowego ID.
Premier odpiera zarzuty i tłumaczy, że dokument nie będzie potrzebny do korzystania z podstawowych usług publicznych, jak opieka zdrowotna. – Nie będziesz musiał mieć dowodu, by wejść do szpitala – uspokajał w rozmowie z BBC.
Wielka Brytania nie pierwsza wpadła na pomysł wprowadzenia cyfrowych dowodów
Podsumowując, planowany system ma przejść konsultacje społeczne pod koniec 2025 roku. Dzisiaj część społeczeństwa dostrzega w projekcie wygodę i nowoczesność, inni widzą w nim zagrożenie dla prywatności. W Wielkiej Brytanii działa dobrze rozwinięty rynek prywatnych dostawców usług identyfikacji cyfrowej, a ingerencja państwa poprzez cyfrowe dowody tożsamości może zahamować rozwój tej branży.
Systemem ma zarządzać Kancelaria Premiera, a nie Departament Nauki, Innowacji i Technologii. Choć projekt budzi emocje, Wielka Brytania nie jest osamotniona – podobne rozwiązania funkcjonują już w Danii, Singapurze czy Estonii.

